Postawiłem na network marketing – To po prostu zdrowy rozsądek

przez Maciej Maciejewski

Życie każdego człowieka splata się z różnych, często dziwnych zbiegów okoliczności. Raz mamy na nie wpływ, a za drugim razem żadnego. Bardzo zręcznie i wymownie przedstawił to mało znany reżyser Tom Tykwer w filmie „Biegnij, Lola, biegnij”.

Marek Wawrzeńczyk
Marek Wawrzeńczyk

Zrealizował on w kilku wersjach dość krótką opowieść, rozpoczynającą się wspólnym, łączącym wszystkie części wątkiem. W każdej z nich, główna bohaterka podejmuje inną decyzję dotyczącą rozwiązania napotykającego ją problemu. Wydaje się, że różnica pomiędzy konkretnymi czynnościami i zachowaniami jest drobna, wręcz marginalna. Jednak każda następna scena, każde ujęcie wywołuje lawinę niekontrolowanych incydentów. Zmienia się bieg historii, a w efekcie przeobrażeniu w każdej z sekwencji ulega najważniejsze – puenta. Takie jest też nasze życie.

Będąc jeszcze małym dzieckiem, człowiek w marzeniach układa sobie scenariusz przyszłości. Wtedy mamy piękne marzenia… Wojtek chciałby być strażakiem, Zosia pielęgniarką. Później, kiedy stajemy się dorośli, wszystkie plany biorą w łeb. Czasami drobny incydent, błaha pozornie decyzja życiowa wpływa nieodwracalnie na przyszłość, na całokształt egzystencji i byt naszej rodziny. Jakie czynniki najczęściej przesądzają o tym, że człowiek zaczyna się zajmować network marketingiem? Przecież, zanim ktoś „wejdzie” w ten biznes nie może wiedzieć czy mu się powiedzie i zarobi, czy może jak dotychczas, będzie się budził z przeciągiem w portfelu. Chyba, że uwierzy we wróżby z fusów, albo w stawianie tarota.

Ludzkie, przypadkowe decyzje są w jakiś niepojęty sposób powiązane z losem, z przeznaczeniem. To jest taki zapętlony układ, z którego niełatwo się wyzwolić. Co decyduje o tym, że ktoś nie zostaje tramwajarzem tylko menedżerem w firmie network marketingowej? Niejednokrotnie przypadek, ale jeszcze częściej po prostu zdrowy rozsądek.

Marek Wawrzeńczyk pochodzi z małego miasteczka spod Koszalina. Już od najmłodszych lat nie satysfakcjonowała go wizja spędzenia reszty życia w tym specyficznym regionie Polski, skąd nawet dzisiaj ludzie uciekają do bardziej rozwiniętych gospodarczo miejscowości. Nieustannie marzył o wyrwaniu się stamtąd i zastanawiał się, jak zmienić swoje życie. W czasach realnego socjalizmu, jedną z nielicznych grup zawodowych, która dawała młodym ludziom szansę wyjazdu z kraju byli oczywiście marynarze. Dla Marka wymarzonym oknem na świat stała się szkoła morska. Choć dostanie się tam w latach 70-tych graniczyło z cudem, ciężka praca oraz wytrwałość w dążeniu do realizacji marzeń pomogły ukończyć szkołę, a później już na statkach rybackich – zwiedzić kawał świata. Ta k na przykład, kiedy większość z nas w osłupieniu oglądała historyczne przemówienie gen. Jaruzelskiego w grudniowy poranek niedzielny, Marek był w Kanadzie.

Jednak życie na statku nie jest łatwe. Nie każdy dobrze znosi izolację z dala od rodziny, czasami nie wychodząc przez pół roku na ląd: – czułem się trochę jak więzień – wspomina. – dobrze opłacany, ale jednak więzień. Z drugiej strony, te kilka lat podróżowania pomogło mi ustalić jakiś osobisty punkt odniesienia. Miałem okazję porównać standardy życia zwykłych ludzi w różnych regionach świata. Na tym tle PRL nie wypadła za ciekawie. Znów chciałem coś zmienić. Zdecydowałem się skończyć studia ekonomiczne…

Po studiach Marek zajął się handlem na dużą skalę. Importował towary z całego świata zaopatrując w nie m.in. Modę Polską i Baltonę. Potem przyszedł okres „łóżkowy”: Turcja, Tajlandia, na każdej ulicy i bulwarze stał handlarz z rozłożonym łóżkiem polowym. Nie mogąc sprzedać towarów, te większe, renomowane sieci sklepów przestały wypłacać swoim dostawcom pieniądze. W grę wchodziły bardzo duże kwoty. Zrobił się horror, a z czegoś trzeba było się utrzymywać. Za namową znajomego Marek uruchomił firmę w Chorwacji. Niestety, choć kraj ten słynie z malowniczych krajobrazów to z pewnością do dziś nie jest wymarzonym terenem do robienia interesów. Istniejące tam przepisy, wymogi i ogólne zasady prowadzenia biznesu zniszczyły kolejny pomysł praktycznie już na starcie.

Maciej Maciejewski: Jak Pan wspomina ten etap życia? Teraz siedzi Pan w kawiarni i w kilku słowach ma określić tkwiące w Pana pamięci wrażenia dotyczące prowadzenia firmy tradycyjnej. Jak by one brzmiały?

Marek Wawrzeńczyk: Nigdy nie wiemy co nas czeka następnego dnia. Można powiedzieć, że prowadząc tradycyjną działalność gospodarczą człowiek przez cały czas jest zdany na koniunkturę. Jednego dnia wszystko jest w porządku, interesy idą dobrze, a następnego wskutek wprowadzenia lub zmiany przepisów podatkowych czy też zmiany rządu, sytuacja zmienia się diametralnie. Takie sytuacje nie wpływają korzystnie na psychikę człowieka. Nie dość, że pojawiają się problemy finansowe, to podupadamy na zdrowiu.

MM: Czy to wtedy dowiedział się Pan o network marketingu?

MW: Tak. To było w 1994 roku. Zadzwonił do mnie serdeczny kolega z Koszalina i powiedział, że chciałby mnie zapoznać z jakąś nową metodą pracy. Był tym wszystkim podekscytowany i zafascynowany. Ponieważ miałem do niego stuprocentowe zaufanie, poszedłem na spotkanie. Chodziło o ubezpieczenia. Poznałem wtedy wielu ciekawych ludzi, którzy potrafili przekazać mi idee MLM. W fachowy sposób zarysowano mi co to jest multi level marketing i po raz pierwszy spojrzałem na to zjawisko we właściwy sposób. Zrozumiałem i przede wszystkim doceniłem fakt, że ta branża daje człowiekowi nieograniczone możliwości. Pojąłem, że tak naprawdę poza multi level marketingiem nie występują one w innej branży, a przecież miałem ogromne doświadczenie. Wcześniej inwestowałem setki tysięcy dolarów i wiem, czym to się mogło skończyć. A w MLM? Inwestycja praktycznie żadna, tylko trzeba poświęcić własny czas, osobiste zaangażowanie i mamy nieograniczone możliwości zarabiania pieniędzy.

MM: Znowu pojawił się w Pana życiu poważny dylemat?

MW: Takie jest nasze życie. Oczywiście po kilku spotkaniach byłem zafascynowany pomysłem działania w MLM, ale z drugiej strony zawsze człowiek ma pewne obawy. Czy aby na pewno się powiedzie? Czy nie zmarnuję cennego czasu? Przeszedłem do czynów. Jestem takiego usposobienia, że jeśli zdecyduję się na coś w życiu, to robię to z pełnym zaangażowaniem, oddaję przedsięwzięciu całe serce. Tylko dzięki takiemu nastawieniu pojawiają się pierwsze sukcesy, uznania, nagrody… Na płaszczyźnie zawodowej odniosłem sukces. Pamiętam, jak się cieszyłem, że wreszcie poważna decyzja okazała się w moim życiu trafna.

MM: A jak wyglądała wtedy sprawa z równie ważną płaszczyzną – finansową?

MW: Biznes się rozwijał, ale jeśli chodzi o ten aspekt pracy nie byłem do końca zadowolony. Wyniki finansowe okazywały się niewspółmierne do wykonywanej pracy. Brakowało mi satysfakcji finansowej. Dlatego powoli zacząłem rozglądać się za czymś innym, za gałęzią MLM, która dawałaby lepsze możliwości. Trafiłem do dużej, międzynarodowej firmy, w której pracowałem 4 lata. W tym koncernie doszedłem do drugiej pozycji w Polsce. Dopiero tam dowiedziałem się czym tak naprawdę jest MLM. Działając w ubezpieczeniach menedżer skierowany jest przede wszystkim na sprzedaż, co w przypadku sprzedaży sieciowej może być bardzo nieatrakcyjnym rozwiązaniem. W nowej firmie dostałem profesjonalną szkołę, jeśli chodzi o sam system, o budowę sieci dystrybucji. Wtedy zrozumiałem, że tak na dobrą sprawę w Polsce i na świecie bardzo mało ludzi wie, czym jest MLM. Powinien się on opierać na tworzeniu rynku konsumenta, a nie na rynku sprzedaży. Pomagam swoim klientom osiągnąć jak najniższą cenę za określony produkt, a z ich konsumpcji firma wypłaca mi prowizję.

MM: Dlaczego zrezygnował Pan ze współpracy z tą firmą?

MW: No cóż. Znów koniunktura. Praca w tym koncernie polegała na podpisywaniu umów z markowymi firmami, gdzie uzyskane przywileje oddawaliśmy swoim klientom. W takich dziedzinach jak: turystyka, zdrowie, motoryzacja i styl życia szeroko rozumiany. Sama idea jest fantastyczna, nie spotkałem lepszej. Jednak należy pamiętać, gdzie żyjemy. Wszystko zaczęło się komplikować, kiedy na polski rynek bardzo dynamicznie wtargnęły hipermarkety. Wszyscy wiemy, na jakich zasadach to się odbyło i czyim kosztem. Niewiele krajów pozwala sobie na taką gospodarkę. Rozpocząłem poszukiwania firmy, z którą można by związać się współpracą długoterminową, żeby podczas budowania biznesu nie zamartwiać się sytuacją na rynku tylko porządnie skupić się na swoich zadaniach. Decydując się na pracę w MLM trzeba pamiętać, że istnieje mnóstwo firm, które nie zawsze działają etycznie. Firmy te indoktrynują ludzi, wmawiają im, że będą milionerami, jeśli przez kolejne lata będą wytrwale zajmować się sprzedażą ich produktów.

MM: Jaki „system” powinien przyjąć człowiek, żeby samemu sprawdzić, czy w ogóle nadaje się do network marketingu lub czy konkretna firma nam odpowiada?

MW: Jeśli człowiek podjął decyzję, że chce pracować w określonej firmie, powinien sobie wyznaczyć na próbę rok czasu. Dokładnie rok. Nie 3 miesiące, bo to jest za krótko i nie 10 lat. Jeśli w ciągu roku człowiek nie osiągnie satysfakcji finansowej to niech sobie da spokój. Często moi podopieczni zadają mi pytanie: „co mam robić, bo wiesz, ja pracuję zawodowo?” Ja mówię tak: „jeśli przez kolejne 6 miesięcy zaangażowania zarabiasz 2 razy więcej niż na etacie, to zrezygnuj z tego etatu.” Ta k samo, jeśli ktoś w ciągu roku nie odniesie zamierzonej satysfakcji finansowej – niech zmieni firmę. To nie jest tak, że w danym MLM trzeba być do końca życia. Przecież nie o to chodzi, żeby „prać mózgi ludziom”. Chodzi o to, żeby im pomóc. To w końcu MLM jest dla ludzi a nie odwrotnie. W moim przypadku poszukiwania nie były łatwe, ponieważ w firmie, z którą współpracowałem osiągnąłem już wysokie stanowisko. Znów musiałem zaczynać od początku, nie wiedząc, jakie będą tego skutki. No, ale co robić? Z całą świadomością wiedziałem, że na pewno pójdę w kierunku zdrowia i suplementacji żywnościowej. Od jakiegoś czasu jest na topie. Zresztą człowiek, który przewidział sukces Bill`a Gates`a twierdzi, że suplementacja będzie niebawem branżą numer jeden. Od samego początku w grę wchodziły tylko dwie firmy, które zajmują się tą właśnie gałęzią MLM w Polsce. Obie mają bardzo dobre produkty, ale współpracować chciałem tylko z jedną. Świadomie wybrałem firmę, która po prostu posiada w swojej ofercie jeden rewelacyjny produkt, potrzebny każdemu i codziennie. Bardzo długo przyglądałem się temu produktowi, obserwowałem ludzi, którzy go zażywali i zmiany, jakie w nich następowały. Wyniki obserwacji pomogły mi podjąć decyzję.

MM: A więc znów wziął górę zdrowy rozsądek?

MW: Tak. Zdecydowanie. Wcześniej mówiłem o tym, jak ważne w MLM jest budowanie struktury, ale zanim zaczniemy ją budować potrzebny jest dobry produkt.

MM: Jakie czynniki decydują o sukcesie w networku?

MW: Sprzedaż wielopoziomowa jeszcze dzisiaj jest źle pojmowana. Wiele osób myśli, że trzeba kupić 1000 sztuk jakiegoś produktu i biegać po sąsiadach czy nagabywać przechodniów na ulicy. Nic bardziej mylnego. Te n biznes ma polegać na konsumpcji. Swój sukces zbudowałem na 3 strukturach, dopiero od kilku miesięcy mam czwartą. Czyli potrzebne są 3 właściwe osoby, z którymi rozpoczyna się konsekwentną pracę. Trzeba profesjonalnie zbudować rynek konsumentów. W network marketingu ogromnie ważną sprawą jest to, aby pracować z ludźmi, którzy wiedzą jak trzeba to robić. Podstawa sukcesu to dobry sponsor. On pokazuje jak powinniśmy pracować, na czym się koncentrować. Jeśli pracuje się z fachowcami to mamy dobre efekty. Są firmy, które kładą szczególny nacisk na szkolenia masowe. Ja nie jestem zwolennikiem takiej edukacji w MLM. Oczywiście, spotkania w dużej grupie na pewno motywują, przekazuje się informacje o samej firmie, natomiast kwintesencję wiedzy powinno się uzyskać od swojego sponsora. Poza tym, tylko w trakcie kontaktu osobistego możemy się czegoś dowiedzieć o drugiej osobie.

MM: Tak. Tylko zbyt często spotykamy sponsorów, którzy w bezustannej pogoni za każdą złotówką zapominają o swoich współpracownikach, a ci z kolei pozostawieni na pastwę losu nie dają sobie rady, zaczynają się negować i w efekcie rzucają robotę informując całe miasto, że to firma x jest do bani…

MW: Między innymi dlatego network marketing ma taką opinię jaką ma. To nie z branżą jest coś nie tak, tylko ludzie działający w tej branży bywają nieodpowiedzialni. Powiem tak: jeśli ktoś nie ma czasu na pracę z ludźmi, to na pewno nie osiągnie sukcesu.

MM: Jak się Pan czuje teraz, kreując nowych liderów?

MW: Mnie to niesamowicie ekscytuje. Często się spotykam i obserwuję ludzi, którzy borykają się z kłopotami, mają trudne sytuacje finansowe – też to przeżywałem. Potem widzę jak taki człowiek się podnosi, zarabia pieniądze, odbiera kolejny wypracowany samochód, jak w efekcie zmienia się jego życie… To jest niesamowite. I cieszę się z tego sukcesu razem z nim. To jest miód na moje serce. Ale żeby to robić w sposób właściwy to trzeba się wcześniej dogadać. Ustalić ścieżkę pracy z tym człowiekiem.

MM: Jaki typ człowieka ma największe szanse na sukces w MLM?

MW: W MLM sukcesu nie osiągną ci, którzy w ogóle nie wystartują, albo tacy, co za szybko skończą. Dlatego jeszcze raz powtórzę: najważniejszy jest pierwszy rok pracy. Konsekwencja w działaniu oraz cierpliwość. Niektórzy chcą po miesiącu pracy zarobić na samochód. Powiem więcej. Są tacy, którzy chcieliby coś zmienić w swoim życiu, ale nie chcą nic robić w tym kierunku. Jeśli będziesz robił to, co do tej pory robisz, otrzymasz od życia dokładnie to, co do tej pory otrzymywałeś. Dlatego jeśli coś chcesz zmienić w swoim życiu to nie wystarczy tylko o tym mówić. Trzeba się wziąć do roboty. A więc największe szanse na sukces mają ci, którzy są konsekwentni w dążeniu do sukcesu.

MM: Jakie ma Pan marzenia, plany na najbliższą przyszłość?

MW: Wiem, że trafiłem na właściwą firmę. Po półtorarocznej współpracy osiągnąłem najwyższą pozycję. Teraz będę się skupiał na wzmacnianiu struktur swoich ludzi. Współpracuję z firmą, której świetny produkt pomaga dbać ludziom o swoje zdrowie a dobry plan marketingowy pozwala na spełnienie marzeń finansowych. Struktury mam już w USA, Kanadzie i mam nadzieję, że niebawem koncern będzie we wszystkich krajach świata. Perspektywa rozwoju globalnego to bardzo ważny aspekt w MLM. Chciałbym, żeby nasza firma przyczyniła się do zmiany wizerunku tej branży w Polsce, a wszystko zmierza w dobrym kierunku. Pragnę, aby ludzie z nami współpracujący zrozumieli, że nie jesteśmy gorsi od ludzi, którzy zajmują się biznesem tradycyjnym. Mam nadzieję, że już niebawem ten wspaniały system, jakim jest network marketing przyczyni się do zmniejszenia bezrobocia w Polsce. W przyszłości chcę założyć fundację, która będzie pomagała dzieciom z porażeniem mózgowym i dzieciom cierpiącym na białaczkę.

MM: Dziękuję za rozmowę.

Marek Wawrzeńczyk jest wiceprezydentem w firmie Akuna Polska Sp. z o.o.

Mogą Cię również zainteresować